Travellerspoint Blogi z podróży

Przeoczenie

Madurai, Tamil Nadu

sunny 34 °C

Ukrywala sie przed nami....Niezwykle dlugo przemierzalam gwarne uliczki nabierajac przekonania, ze w Madurai mozesz co prawda pomodlic sie( bez patrzenia na swiatynie)oraz skorzystac z uslug jednego z tysiecy krawcow, ale niestety to wszystko tylko o suchym pysku.
Sytuacji nie poprawialy okragle robaczki zamiast znanego nam alfabetu, ktore- choc w mojej wyobrazni ukladaly sie w pyszne dosy i bogato nadziewane naany- nie mowily wiele o przeznaczeniu przybytku, do ktorego prowadzily. Moj zatkany w wyniku tej tropikalnej infekcji nochal( too much fan-wiatraka, nie mylic z too much fun!) nie mogl rowniez robic za przewodnika.
Ale w koncu jest. Zacheca napisem veg przy wejsciu, bogatym menu (indian, chinese, continental), milym chlodkiem.
Wszystko normalnie, mozna i starym zwyczajem skoczyc do toalety. Piekny napis wet toilet nad drzwiami, boazeria, lustro, w ktorym widze sie nieco podwojnie. "Odwagi dziewczyny", pocieszam sie jak kiedys pewien drobny pijaczek w mym rodzinnym miescie. Wchodze. Indian style. Czyli kucamy, co smialo robie, w koncu to nie pierwszy raz. Wlasciwy kat miedzy lydkami a udami, delikatne opuszczenie moich alibaba pants (piekne, z Hampi), tylko, ze chyba nie jestem w tym ustronnym miejscu sama.
Nie powiem, nie raz wyobrazalam sobie to spotkanie. Tak troche na zasadzie "co by bylo gdyby, ale przeciez i tak sie nie zdarzy..." A tu jest. Malutki. Jakies 7 cm. Najpierw myslalam, ze to po prostu srednio duzy karaluch. W swiatyni Sri Meenakshi widzialam ich troche. Ale nie. SZCZUREK. Gramoli sie niezdarnie DOKLADNIE STAMTAD:) Podciagam spodnie, w koncu to nasze pierwsze spotkanie. Nie zrobilam zdjecia. Pewne rzeczy chce miec tylko dla siebie:)

Ale to nie dosc atrakcji jakie nas tam spotkaly. W momencie skladania zamowienia okazuje sie, ze nic nie ma. Tzn. jest jeden pan. A takze drugi, a nawet trzeci i czwarty. I wszyscy sie na nas patrza. Jednak potrzeba slawy przegrywa z checia napelnienia zoladka. Staramy sie ustalic czy na pewno nie ma niczego z menu. Okazuje sie, ze owszem w tej restauracji z oznaczeniem veg dostepne sa tak typowo wegetarianskie specjaly jak chicken czy mutton. Jako, ze jedyna przerwe w diecie wegetarianskiej mialam w kolei transsyberyjskiej, za co zreszta spotkala mnie blyskawiczna kara w postaci nadgryzienia mojego ucha przez wspolpasazera Ukrainca, nie zamierzalam zamawiac niczego z powyzszych. Z jakimz entuzjazmem powitalysmy wiadomosc, iz jajecznica jest ( a nawet YES, YES, YES !). Kolezanke rozochocilo to do tego stopnia, iz zazyczyla sobie banana lassi. Po jakichs 15 minutach prog knajpy przekroczyl facet z 2 bananami, podszedl do stolika, przedstawil sie, zakomunikowal, iz przyniosl nam banany na lassi,a nawet zdradzil tajemnice jego produkcji ("no water, no shit":))
Po kolejnej chwili podszedl kelner z wiadomoscia, iz kucharz podjal meska decyzje i sprobuje przyrzadzic dla nas veg fried rice. Nie mialysmy serca mu odmowic. No i w koncu doczekalysmy sie na swoj ryz. Ja sie nie czepiam,bo niby veg byl ( surowa marchewka), fried tez i niewatpliwie rice...Jeszcze tylko poznalysmy kucharza, wymienilismy usciski dloni i zapewnilysmy go, ze zarcie jest very good. Przydaloby sie nieco popic. Cola oczywiscie byla. Ja nawet dostalam w komplecie slomke, czego pozazdroscila Ania i poprosila kelnera czy ona tez moze dostac taka. Na to gosciu podszedl do nas wyjal z mojej coli slomke i wlozyl do coli Ani:)
Dziwi mnie tylko jedno: dlaczego tej knajpy nie ma w Lonely Planet???!

Wysłane przez durgama 07:42 Kategoria Indie Tagged backpacking

Wyślij ten wpis.FacebookStumbleUpon

Spis treści

Komentarze

Maggie nie płacz, wujo Bart zrobi Ci pyszne Indian Style Meal w Polszy ;)

przez bart77

This blog requires you to be a logged in member of Travellerspoint to place comments.

Login