Travellerspoint Blogi z podróży

W wielkich gorach Himalajach

overcast 31 °C

Ktorych nie widac. Niestety niebo jest cale zakryte chmurami. Ma sie oczywicsie wypogodzic, jesli wierzyc prognozom pogody nastapi to dokladnie wtedy, kiedy uplynie waznosc naszej nepaskiej wizy :)
Skoro na gory nie mamy na razie zbyt wielkich szans, to nadrabiamy braki w innych dziedzinach. Plan dnia wyglada mniej wiecej tak: mango lassi-shopping-mango lassi- net- mango lassi- shopping- mango lassi. Z dokladnoscia do 2 mango lassi;)
IMG_1941.jpg
Tak w ogole to jestesmy w Pokharze, po 36 godzinnym podrozowaniu non-stop z Delhi.
Najpierw, zgodnie z planem pociagiem do Gorakhpur, gdzie wstepnie mialysmy nocowac. Jednak najwyrazniej po kilkunastogodzinnej podrozy z Delhi nadal nie czulysmy sie dostatecznie brudne, wiec ruszylysmy w strone nepalskiej granicy jakims samochodem typu indian style car, na przykladzie ktorego widac, jak wiele rzeczy w europejskich samochodach jest zbednych. Np. takie okna, po co to komu, bez nich mozna bylo poczuc wiatr we wlosach, ktore podczas calej podrozy jezyly mi sie na glowie. Nasz kierowca jechal srodkiem drogi i mielismy mozliwosc zapoznac sie z roznorodnoscia srodkow transportu w terenach przygranicznych. Jak dla mnie byly to nawet za wielkie mozliwosci, bo np. niekoniecznie odczuwalam potrzebe ogladania rozpedzonych nepaskich i indyjskich ciezarowek jadacych na czolowe po "naszym pasie". Okreslenia "pas" uzywam wylacznie z braku innego, bardziej stosownego do opisywanych okolicznosci. Zadna czesc drogi nie jest z gory przypisana dla nikogo i nikogo nie dziwi widok samochodu jadacego pod prad. Czulysmy sie troche jak w grze komputerowej, w ktorej na koncu pojawia sie napis Game over. Nam jednak ukazal sie napis Indian border. Zlapalysmy riksze i pozniej zrobilysmy rundke od granicy indyjskiej, skad nas mieli wypuscic, do nepalskiej. Wiza nepalska na 14 dni kosztowala nas 25 $. Koles wydajacy wizy zawolala w pewnym momencie: Monika!(trzeba bylo podac tez 2gie imie) i to oznaczalo, ze mam juz wize! Zapytal jeszcze: "Monica Levinsky?"
IMG_1930.jpg
Pozniej przesiadlysmy sie do autobusu jadacego do Pokhary, ktory- wedlug informacji zasiegnietych na granicy- mial jechac 6, 7, 8, 9 lub moze 10 godzin. Zwazywszy na to, ze startowal o 16:30 a przyjazd do Pokhary mial na godzine 5 rano, moglo to byc nawet 13 godzin. OK, wsiadamy. Wrzucilysmy nasze duze plecaki do nieziemsko brudnego bagaznika. Bylo mi zal mojego plecaka i nawet mialam wyrzuty sumienia, ze robie cos takiego mojemu plecakowi, dopoki sie nie okazalo, ze wnetrze autobusu wcale nie nie przedstawia sie lepiej i pod koniec tej podrozy i ja i moj plecak bedziemy wygladac podobnie, no moze plecak wygladal nieco lepiej ;) Skoczylam jeszcze kupic cole, sprzedawca pobiegl gdzies zeby przyniesc nam taka z lodowki i wtedy oczywiscie autobus ruszyl. Ania podniosla raban, autobus jechal, ja bieglam, a za nami gonil sprzedawca coli... W koncu udalo mi sie dogonic autobus w biegu. Kiedy wsiadlam autobus przejechal jeszcze z 20 metrow po czym zatrzymal sie na jakies 40 minut :D
Kiedy kupowalysmy bilety zapytano nas czy mamy swiadomosc, ze to nocny autobus. No moje pierwsze skojarzenie bylo takie, ze niestety w zwiazku z tym ze autobus jedzie noca omina nas piekne himalajskie widoki, jednak po pewnym czasie wiem, ze chodzilo o cos nieco innego. Niewatpliwym plusem nocnej podrozy przez Himalaje byl brak swiadomosci nad jakimi przepasciami balansuje nasz local bus. Minusem bylo, to ze ograniczona widocznosc dotyczyla takze kierowcy. Ale przeciez co jak co, ale taki autobus moze nie wyglada, moze jest brudny, ale na pewno musi byc sprawny. Przynajmniej tak nam sie wydawalo, az do ktoregos z kolei postoju, kiedy kierwoca i kilkanascie osob przystapilo do wymiany kola. Choc w sumie uzycie liczby mnogiej nie jest uzasadnione, gdyz kolo wymienial kierowca, a pozostale osoby staly wokol niego w charakterze publicznosci. Po godzinie prawe kolo zostalo zastapione zapasowym, a lewe wyjete i wlozone na swoje miejsce. Ruszylismy. Ujechalismy jakies 50 metrow i okzalalo sie, ze jest cos nie tak. Nasz kierowca probowal zatrzymywac przejezdzajace obok wielkie ciezarowki, ale niestety nikt sie nie zatrzymal. Walnal wiec jakies 2 razy lomem w okolice kola i pojechalismy. Moze sie uda;)
Przez cala droge oczywiscie nie moglysmy usnac, udalo sie nam to dopiero kiedy zatrzymalysmy sie na jakims duzym parkingu na kolejny przystanek. Byla 2:30 czasu nepalskiego. Po jakims czasie obudzil mnie glos: madame, czy moze madame zabrac swoje bagaze? bo my juz odjezdzamy. Otworzylam oczy. Najpierw nie widzialam nic, po 30 paru godzinach w soczewkach kontaktowych. Spojrzalam na zegarek- 5:30. Wyjzalam przez okno.
Jestesmy na tym samym parkingu! Okazalo sie, ze od 3 godzin jestesmy w Pokharze, tylko delikatni Nepalczycy pozwolili nam sie wyspac.
No, ale w sumie zakonczylo sie szczesliwie i bezwypadkowo, nie liczac sprzedawcy ogorkow, ktory dostal od Ani przez leb, za to, ze korzystajac z zamieszania zlapal ja za tylek.
OK, ide na mango lassi.

Wysłane przez durgama 23:48 Kategoria Nepal Tagged shopping Komentarze (4)

Journey in time of swine flu;)

sunny 35 °C

No i stalo sie to, co bylo od dawna wiadome. Znow jestesmy w Indiach. Miejsce akcji: Paharganj-Main Bazaar, kafejka tuz obok naszego hotelu: nr 1 w kategorii najbardziej syfiasty pokoj ever, w zasiegu reki zimna coca-cola(25 RsOnly! My friend;) a w sluchawkach "Love me, love me, love me, you mama says you love me"- przeboj z najnowszego hitu bolly z naszym starym znajomym:D Salmanem Kahn- Wanted.
My tez, jak kazdy bialas jestesmy wanted, Delhi powitalo nas jak kazdego: dowiedzialysmy sie m.in., od jakichs kolesi, ze turist office na dworcu New Delhi jest wlasnie w remoncie i niestety nikt tam nam biletow nie sprzeda, ale jedno szczescie, my friends, cudownym zbiegiem okoliczniosci jestemy tu aby wam pomoc, a w naszym prywatnym biurze kupicie bilety dokadkolwiek chcecie. No coz, sorry my friends, a my cudownym zbiegiem okolicznosci jestemy 4 raz w Indiach, wiec odsuncie sie, bo bilety kupimy wlasnie na dworcu.
No wiec mamy juz nasze bilety do Gorakhpur, dzis wieczorem ruszamy w strone granicy z Nepalem, zapewne z jakas przerwa na nocleg po drodze.
A wczoraj i dzis Delhi. Wczoraj wystarczylo czasu glownie na odespanie lotu.
W ogole catering w British airways na trasie Berlin Londyn byl imponujacy, dostalismy po paczce jakichs starych chrupek na lunch i tyle. Przez reszte lotu czekalysmy na cos wiekszego do zarcia, zeby ostatecznie porzucic ta nadzieje, gdy nasz airbus wyladowal ma plycie lotniska Heatrow. Zjadlysmy dopiero na lotnisku, wydajac rownowartosc naszego dwudniowego indyjskiego budzetu. No ale obawialysmy sie, ze- jesli utrzyma sie tendencja z pierwszego lotu- to na trasie Londyn Delhi dostaniemy rowniez paczke chrupek, tylko moze troche wieksza.
Kolejny lot uplynal juz w calkowicie "domowej" atmosferze, oprocz nas i paru niepolskich bialasow w samolocie sami Indusi. Moim sasiadem z fotela obok zostal dostojny Sikh, biedaczek byl wstrzasniety widokiem bialaski, ktora oglada nieprzyzwoite filmy ( " Milosc w czasach zarazy") i raczy sie bialym winem. A juz najbardziej przerazilo go gdy zaczelam kichac. "I hope it's not swine flue" powiedzial. No coz. So do I.
No, ale kiedy wyladowalismy, to na lotnisku Indiry Gandhi czekaly juz na nas ekipy lekarzy w bialych maseczkach, ktore odbieraly od nas wypelnione formularze dotyczace stanu naszego zdrowia i miejsca skad przybylismy. Wszystko zorganizowane bylo w "mega-precyzyjnym" indyjskim stylu- mozna bylo miec pewnosc, ze ci, ktorzy do tej pory nie zachorowali na bank zaraza sie od nosicieli wrednego wirusa;) czekajac wieki w otoczeniu kichajacych ludzi. My na ta okolicznosc przywdzialysmy nasze maseczki, co upodobnilo nas do znudzonych lekarzy i sprawilo, ze grozba zarazenia sie swinska grypa ustapila grozbie uduszenia. Kazano nam tez wypelnic formularz o planach dalszej podrozy i miejscu nolegu- ale potem nikt juz nie interesowal sie czy je oddajemy czy zabieramy ze soba. Welcome to India:) Aaaa, a pan sasiad z miejsca obok, ten ktory obawial sie, ze zarazi sie ode mnie swinskim wirusem zostal zatrzymany przy stanowisku medycznym, gdyz przybyl z Kanady- kraju, gdzie grypa szleje:)
Po przylocie odsypilaysmy dluga podroz w naszym pieknym pokoju, o ktorym Ania mowi, ze jest stylizowany na stary, kolonialny styl.
IMG_1886.jpg
Moim zdaniem jest nieco przestylizowany, i tak np. grzyb na scianie moglby zajmowac mniejsza powierzchnie, a nie sufit i dwie sciany. Za to czesc sypialna byla niewatpliwie pozostawiona sama sobie, autentycznosc poduszki i przescieradla nie zostala skalana przez tak wulgarne czynnosci jak pranie. Jedynym nowoczesnym elementem w naszym krolewstwie na 2 dni jest 100 kanalowy telewizor. A jest co ogladac, dowiedzialysmy sie miedzy innymi, ze w stanie Tamil Nadu na poludniu Indii 2000 kobiet zostalo zbiorowo wychlostanych, aby wyganc z nich demona, ktory sprawia, ze sa niezamezne.
Jakiez to szczescie, ze w tym roku jedziemy na polnoc, w wielkie gory Himalaje :D
[b]a oto nasz kolega z lazienki w kolonialnym apartamencie:D
IMG_1883.jpg

Wysłane przez durgama 16:16 Kategoria Indie Tagged backpacking Komentarze (2)

"Po co?!"

W domu to już nawet zaskoczenia nie było... Żadnego: "nigdzie nie pojedziesz", "to dziki kraj", "zwariowałaś". Nie było rozmów o wybuchających bombach i o tym, że ilość chorób na jakie można tam zapaść jest niepomiernie większa niż liczba szczepionek jakie powinnam powtórzyć. Nic o spadających samolotach, trzęsieniach ziemi, szczurach, powodziach i palącym słońcu. Wzbudziłabym zapewne większe zdziwienie, gdybym oznajmiła, że planuję odwiedzić zamek w Będzinie czy Pustynię Błędowską. Ale aż do tego stopnia mi nie odbiło ;) Po prostu lecę do Indii. Bilet już zakupiony. 29 września 2009. Tym razem z Berlina.
Ktoś ostatnio mnie zapytał: "po co?!" Nie widzę powodu, żeby odpowiadać. Tym, którzy wiedzą o co chodzi, po prostu nie trzeba. A tym, którzy nie wiedzą nie zamierzam tego tłumaczyć. Nie tylko dlatego, żem po staremu leniwa. Po prostu mam ich tam, gdzie nasza stara znajoma indyjska krowa sunąca z godnością przez ulice Delhi;)

Wysłane przez durgama 15:16 Komentarze (1)

...

Sosnowiec, Bólgaria

overcast 10 °C

No to się wykąpałam. Mogę wracać.
IMG_9813.jpg
IMG_1107.jpg
IMG_9665.jpg
IMG_0448.jpg
IMG_1098.jpg
IMG_0540.jpg
IMG_0423.jpg
IMG_9647.jpg
IMG_9861.jpg
IMG_9874.jpg
IMG_0327.jpg
IMG_0547.jpg
IMG_0537.jpg
IMG_0517.jpg
IMG_0427.jpg
IMG_9695.jpg
IMG_0491.jpg
IMG_0665.jpg
IMG_0482.jpg
IMG_1334.jpg
IMG_0474.jpg
IMG_0459-1.jpg
Tylko wezmę tobołek i w drogę:)
IMG_0112.jpg

Wysłane przez durgama 05:44 Kategoria Polska Komentarze (0)

Finito

Bombaj-Mumbai, Maharastra

all seasons in one day 29 °C

Jeszcze tylko pare godzin...i konczymy Indie 2008. Taksowka na lotnisko umowiona, kasa do reszty wydana, nawet rezerwowe 20 $, ktore mialy zostac na lotnisko w Helsinkach poszly dzis na zarcie w Churchilu i ostatni shopping. Shopping w tym roku byl niezly, do tego stopnia, ze jak przechodzilysmy obok jakiegos straganu i gosciu krzyknal: "ok, bierz za 100!", to nawet nie pamietalysmy co ;) Nakupilam roznych dziwnych rzeczy, miedzy innymi mala biblioteczke ksiazek np. 5 za 20 zeta, co bylo zdecydowanie wygorowana cena zwazywszy, ze byly chyba drukowane na papierze toaletowym. Choc w sumie papier toaletowy nie nalezy do najtanszych w Indiach. W efekcie bede wsiadac do samolotu z "torebka" o wymiarach 120 x 80 cm z wizerunkiem Ganeshy jako bagazem podrecznym. Do klimatu Aeroflotu to by pasowalo, ale tym razem lece Finnarem:) Dobrze, ze Ganesha patronuje takze niemozliwym przedsiewzieciom.

Wraz z Ania prowadzilysmy dosc burzujski tryb zycia, ale po jej wyjezdzie stoczylam sie zupelnie. Pobudka o 12:15 i to tylko dlatego, ze kolesie wstawiali okna w naszym dormie i mnie obudzili, w przeciwnym razie spalabym do tej pory. Zreszta ekipa byla bardzo mila, grzecznie zapytali czy juz wstaje czy moze jeszcze maja troche poczekac:)
Noca spanie bylo dosc mocno utrudnione. Najpierw okazalo sie, ze polowe lozka mam mokra, gdyz nalecialo na nia z mojego prania ( prace domowe nie sa moja najmocniejsza strona). Przenioslam sie wiec na gorna prycze, gdzie w sumie bylo bardzo milo, tylko, ze lozko sasiadowalo z dziura, ktora pozostala po oknie,
a biorac pod uwage moje mozliwosci i to, ze dormitorium znajduje sie na 2 pietrze, nie byla to najlepsza miejscowka. Zlazlam na dol na sucha polowe i juz mialam zasypiac, ale nagle ktos zaswiecil mi czolowka w oczy:) Gornik? TOPR przybyl na ratunek? :) niestety nie. To moja sasiadka z pryczy obok, buddystka, zaczela medytowac nad swietymi ksiegami i obrazkiem Panchen Lamy. Nie wiem jak ona, ale ja doznalam oswiecenia:) Potem juz tylko monsun zalal mi druga polowe lozka, ktora oszczedzilo pranie.

Po ponad miesiacu troche dziwnie jest zostac samemu, jednak w Indiach oczywiscie nie ma mozliwosci cieszyc sie samotnoscia, gdyz co chwile ktos podchodzi i chce mnie wybawic od tak nieszczesnego losu jakim jest samotne lazenie po Bombaju. Jesli chodzi tylko o proste pytania typu jak masz na imie, skad jestes , to jeszcze nie jest tak zle, ale niestety trafialy sie i pytania prostsze. W supermarkecie poznalam kolesia z Kazachstanu, muzyka ktory przyjechal tu na koncert, styl i uroda faceta z dicho polo. Zaprosil mnie do siebie do hotelu. Nie skorzystalam. Jakby ktos reflektowal to hotel YMCA, pokoj 112, pytac o Mishe.
A do tego trwa Ramadan, wieczorkiem osaczyl mnie kolo w "szlafroku", wygladajacy tak jakby wlasnie ruszal na pielgrzymke do Mekki i zapytal czy moglabym moze z nim pojsc do lozka. Widzac, ze nie zareagowalam wystarczajaco entuzjastycznie, choc smialam sie bardzo, powiedzial ,ze to zajmie tylko 5 minut! No niezle sie zareklamowal:) Gwoli wyjasnienia, nie chodze po ulicach w tym stroju kelnerki:)
Nie chce mi sie wyjezdzac, w sumie moglabym tu zostac, praca jest, kolesie
z agencji bolly szukaja, a Bombaj jest po prostu swietny, jego niezwykly klimat wcignal mnie strasznie, juz w czasie jazdy taksowka z lotniska. Mimo, ze ja nie lubie wielkich miast. Ale wlasnie tu, w trzecim najwiekszym miescie swiata, nie czuje sie jak przytlaczajacej metropolii. Tu jest chyba wszystko. To nie jest spalone sloncem, bezplciowe Delhi. Pasuje mi ten wilgotny, tropikalno-morski klimat. Roslinnosc. Zapach.
Teraz pewnie powinnam napisac po co wracam. Ale jak spiewal bohater Singh is king : "sorry, sorry, very, very sorry" ;) Bo nie mam pojecia.

Wysłane przez durgama 03:10 Kategoria Indie Tagged backpacking Komentarze (3)

(Wpisy 11 - 15 z 39) Poprzedni « Strona 1 2 [3] 4 5 6 7 8 » Następny