You can check out any time you like, but you can't never leave...nie tylko z Hotelu California, ale i z Varkali. Nie wiem do konca co to jest (zanim jeden z drugim napiszecie, ze to starosc, miejcie na wzgledzie, ze niedlugo wracam do Polszy ) ale niewatpliwie cos sie u mnie zmienilo do tego stopnia, ze lansersko-lesersko-hipisowskie klimaty nad brzegiem morza mnie tak wciagnely. W ciagu tych 3 dni nie nudzilam sie ani przez chwile, a problemy czy zamowic lasagne czy penne oraz jakie lassi wybrac to nie takie znowu male miki. A jak dodac, ze wszystko to w pieknych okolicznosciach przyrody i przy dzwiekach muzy z lat 60, Boba Marleya, Manu Chao oraz blusika to juz nawet sama sie sobie nie dziwie. Raczej temu, ze wogole wyjechalam stamtad. Dobrze, ze opuszczalismy Varkale bladym switem, kiedy nawet rikszarze spali, bo wystarczylby zapach spagetti z pierwszej lepszej knajpy, a siedzialabym tam nadal...

Jednak trzeba bylo ruszyc dalej ku miejscom o mniej hippisowskim charakterze. Jednak myli sie ten kto bedzie twierdzil, ze ostro ruszylysmy z plecaczkami na jakis trekking czy cos podobnego( rada z pierwszego nawiasu nadal aktualna!). Bowiem naszym kolejnym celem byly piekne kanaly Kerali.

Z Kerali pociagiem do Kottayam, o ktorym to miescie Lonely Planet mowi miedzy innymi, iz znalezienie tam taniego noclegu jest bardzo trudne, przy czym wymienia same o cenach powyzej naszych mozliwosci i checi ( czytaj 5 zeta). Jednak jako, ze spieszno nam bylo na kanaly, wiec chcialysmy tylko zrzucic graty w byle hotelu, wobec czego spytalysmy rikszarza czy zna moze jakis tani hotel. Jego reakcja: vegetarianski czy nie? potwierdzila, iz znane nam z Tamil Nadu zwyczaje nazywania hotelem restauracji obowiazuja i w Kerali. Nie mowie, ze mnie to jakos strasznie szokuje ( po salonach fryzjerskich w Chinach skad klient wychodzi duzo bardziej ustatysfakcjonowany niz w innych tego typu placowkach w innych czesciach swiata
- kto byl wie o czym mowie-juz mnie nic nie zdziwi
).

Hotele w Kottayam nadawaly sie wiec do tego, aby tam cos zjesc a inne byly za drogie i za oblesne. Choc musze przyznac, ze po jakies pol godzinie lazenia z gratami w piekacym sloncu stwierdzilysmy, ze zaczely zaskakujaco zyskiwac na urodzie. Wrocilysmy nawet do jednego, ale tam honorowy peronel wolal nie zarobic majac w pamieci, ze kiedys go nie chcielismy...
Partia trzyma sie mocno

Pozostal nam tylko hotel Ambasador, ktory odstraszal nas juz sama nazwa ( pewnie bedzie drogo). Juz od wejscia bylo jakos inaczej. Wszyscy sie usmiechali
dzieki temu nasze obawy o cene jeszcze wzrosly. Kto sie tak usmiecha za free?! Nie bylo jednak tak zle. Zostalysmy. Najlepsza byla restauracja rodem z Monthy Pythona, z 6 kelnerami w bialych koszulach i pod mucha, komputerem do rachunkow oraz plastikowymi krzeslami. Naszym ulubionym kelnerem zostal Bazyl, sobowtor Bazyla Faulty z Hotelu Zacisze
, choc swoj pierwowzor przypominal tylko z wygladu, bo poza tym byl chlopak bardzo pomocny
Jest i Che

Zaraz po szybkiej wizycie w restauracji zostawilysmy Bazyla i spolke i udalysmy sie na przystan. Celem- splyw kanalami do Alleppy. Na przystani okazalo sie, ze prom juz odplynal, wiec po burzujsku wynajelysmy lodke. I to taka w ktorej nie tylko sie plynie, siedzi, ale i lezy (piekny to wynalazek, do kolekcji obok ruchomych chodnikow, ktore mi sie kiedys marzyly
) Tak wiec przelezalysmy 3,5 godziny od czasu do czasu unoszac nieco reke z zoomikiem

Powrot juz nieco w mniej burzujskim stylu za 10 rupii za to z dolaczonymi atrakcjami w postaci wielbiciela bialasek, ktory golnal sobie nieco za duzo toddy( jeszcze nie probowalam, jak tylko to zrobie recenzja sie pojawi)

Jednak, jesli nie liczyc drobnych pijaczkow, mieszkancy Backwaters i w ogole wszyscy w Kerali sa przemili, pogodni, usmiechnieci i skorzy do pomocy. Ten sielski obraz burzy tylko fakt, iz tutejszym idealem mezczyzny jest gwiazdor kina wygladajacy jak gorsza i ciezsza wersja Krzysztofa Krawczyka
na dodatek ten image tutaj wydaje sie byc powszechnie obowiazujacy.




palmy rosna grzecznie

a tutaj palma indywidualistka
