Patan, Bhaktapur- bez zdjec
11.10.2009
27 °C
Bez zdjec, bo j....y port mi wszystkie, ktore robilam od poczatku wyjazdu skasowal. Bylo nie wkladac karty pamieci do tego wschodniego ustrojstwa. Po podobnej "przygodzie" Oli z Gangtoku powinnam miec sie na bacznosci. Nawet dzis, kiedy facet z najgorszej kafei wszechczasow na moje pytanie czy maja kabel usb pokazal mi ten port we wsciekle zoltym kolorze (ach, barwy odstraszajace w naturze) pomyslalam, ze zle robie. No, ale coz. Lubi sie ryzyko, nie
No i moze fot z pierwszej czesci wyjazdu nie bedzie...W sumie to chyba dobrze, ze nie bylo widoku Himalajow w Pokharze :D
A same Patan i Bhaktapur to bardzo fajne miesca. W Patanie, lezacym blizej KTM wrocilysmy do dawnych polskich zwyczajow i na DSq weszlysmy wejsciem, ktore mialo ta zalete, ze bylo poza zasiegiem wzroku panow z ticket counter. Zaoszczedziwszy w ten sposob cale 200 Rs nepalskich (wiem, wiem, zenujace, ale to nie Wy sie splukaliscie totalnie w 1/3 wyjazdu!)udalysmy sie na zwiedzanie glownego placu i okolicznych uliczek.
Niestety juz po chwili okazalo sie, ze roznimy sie od innych zwiedzajacych pewnym drobnym szczegolem. Byla nim niebieska nalepka, ktora kazdy z nich dumnie obnosil po starowce demonstrujac swoja uczciwosc lub tez zasobnosc swojego portfela. Jedno szczescie nikt oprocz nas nie zwracal na ten drobny szczegol uwagi. A nalepki mieli nawet Chinczycy, ktorzy nie zamierzaja poprzestac na zajeciu Tybetu i tlumnie przybyli do Nepalu. W naszym guest-housie sa ich dzikie tlumy. Siedza calymi dniami w pokoju, brzdakaja na gitarze i rozmawiaja szeptem przez co nie mozemy spac, gdyz szept chinski brzmi jak okrzyk wojenny. Zaglusza nawet nasz telewizor. W nocy niemalze slyszalysmy jak zolta fala sie wlewa do naszego pokoju (tak, tak rasistka a tak serio to jedynie zoltych czytnikow kart nie toleruje- ten feralny byl z reszta made in china), ale to tylko lazienke nam zalewala nie wylaczona wieczorem woda.
Wczoraj oprocz zaliczenia Patanu zaliczylysmy tez i inne podboje. Tzn. Ania poderwala mnicha tybetanskiego, a ja w komplecie razem z tangka dostalam jej sprzedawce. Zakladam, ze wartosc tangki stanowila 99,9 % ceny. W ogole przez te zakupy moj plecak podwoil swoja objetosc, za to moj portfel stal sie zupelnie pusty. Niestety sprzedawcy nepalscy nie sa zbyt sklonni do negocjacji jezeli chodzi o cene. Zapewne jest to spowodowane tym, ze przyjezda tu duzo bogatych turystow z calego swiata i wiedza, ze nie beda mieli problemu ze sprzedaza swoich towarow po korzystnych ich zdaniem cenach, wiec na stare zagrania typu wychodzenie ze sklepu reaguja slodkim : "good bye".
No, a dzis udalysmy sie do Bhaktapuru. Naprawde fajne miasteczko, wielkim plusem jest to, ze nie ma tutaj takiego ruchu jak w innych miastach Doliny Kathmandu. Ruch samochodowy jest tutaj zakazany- jednak, zeby nie bylo zbyt sielankowo- jezdzi troche motorowerow i samochody dostawcze. Ale i tak Bhaktapur jest najladniejszym i najbardziej inetersujacym z trzech krolewskich miast. Szczegolnie, kiedy wejdzie sie w waskie uliczki i podworka i zobaczy normalne zycie, ktore plynie tutaj bardzo spokojnie. Spokojna atmosfera i mnie sie udzielila, gdyz nie rozpaczam po stracie zdjec. Jednak jesli ktos ma jakies info jak i czy w ogole mozna odzyskac zdjecia z karty pamieci niech nie zwleka i mi o tym doniesie. Czeka nagroda
Wysłane przez durgama 07:37 Kategoria Nepal Tagged backpacking Komentarze (2)